Zachęta do kolekcjonowania
Fenomen kolekcjonerstwa zdaje się wynikać z najbardziej tajemniczych postaw ludzkiego działania. Stanowi on wyraźny akt twórczego egocentryzmu czy egoizmu – akt kreacji własnego uniwersum, które rządzi się regułami ustanowionymi przez swego twórcę i właściciela, częstokroć jedynie dla niego zrozumiałymi. Jednocześnie jest jednak postępowaniem podlegającym zasadom ekonomii, a także zachowaniem zgodnym z porządkiem otaczającego świata – epoki, mody, gustu – wpisującym się w społeczne procesy nobilitacji i budowania prestiżu.
Manfred Sommer, we wstępie do swej próby filozoficznego ujęcia zjawiska, pisze:
Każdy wie, czym jest zbieranie. I każdy to potrafi. […] Z jednej strony wszelkie zbieranie przebiega według jednego schematu: liczne przedmioty, które wcześniej były rozproszone, zostają tak poruszone, że następnie znajdują się razem. Z drugiej strony owo wspólne poruszenie ku byciu razem dokonuje się gwoli oglądania: To, co jest tu – oto, pozostaje tutaj i może być oglądane (M. Sommer, Zbieranie. Próba filozoficznego ujęcia, tłum. J. Merecki, Warszawa 2003, s. 3, 5, seria: Terminus, t. 32).
Ten rodzaj zbierania, określony przez badacza mianem estetycznego, swą najczystszą postać osiąga w przypadku kolekcji dzieł sztuki. Krzysztof Pomian opisuje postać kolekcjonera następująco:
[…] zbieracz – niegroźny szaleniec, spędzający życie na porządkowaniu znaczków pocztowych, przyszpilaniu motyli czy rozkoszowaniu się rycinami erotycznymi. Lub może wręcz przeciwnie – niebezpieczny spekulant, który pod pozorem umiłowania sztuki skupuje za bezcen arcydzieła, aby je wyprzedawać z fantastycznym zyskiem. Albo jeszcze inaczej – pan z towarzystwa, dziedzic zamku z meblami z epoki i kolekcją obrazów, z których najpiękniejsze pozwala podziwiać na zdjęciach w eleganckich magazynach ilustrowanych. Trzy wizje jednej postaci, trzy opinie różne wprawdzie, ale zgodnie utrzymane w klimacie anegdoty. Zbieracza traktujemy poważnie chyba tylko wtedy, gdy poważnymi okazują się łożone przezeń sumy. Zachwyt i respekt wzbudza jedynie kolekcja stanowiąca lokatę kapitału, ukryta w podziemiach banku, cenniejsza od równego jej wagą złota. Bez tego w kolekcjonerstwie widzi się tylko narcystyczną igraszkę, rozrywkę, bagatelkę (K. Pomian, Zbieracze i osobliwości, Paryż Wenecja XVI–XVIII wiek, tłum. A. Pieńkos, Warszawa 1996, s. 7).
***
Już starożytni Grecy tworzyli własne kolekcje dzieł sztuki. Z pism Pliniusza Starszego lub Filostrata Starszego dowiadujemy się o pasji i pożądaniu okazów wybitnych, o pinakotece neapolitańskiej, o zachłanności antycznych zbieraczy, konkurujących między sobą o splendor posiadanych dzieł. Jako szczególną formę kolekcjonerstwa w średniowieczu traktować można predylekcję do gromadzenia relikwii i relikwiarzy oraz tworzenie królewskich, książęcych czy kościelnych skarbców. Wunderkamery, studiola – gabinety osobliwości i pracownie uczonych – gromadzące okazy przyrodnicze, historyczne i artefakty, będąc reprezentacją wyobrażenia o uniwersum, tworzyły rodzaj mikrokosmosu, zamykającego w sobie odbicie świata rzeczywistego.
Nowożytne korzenie kolekcjonerstwa odnaleźć można m.in. w postawie Francesca Petrarki i Coli di Rienza, interesujących się ruinami starożytności. Renesansowe europejskie kolekcjonerstwo zrodziło postać miłośnika zbierającego pamiątki przeszłości, przedmioty historyczne oraz dzieła sztuki. W ciągu XV i XVI wieku we Włoszech, z czasem w całej Europie, powstawały znaczne kolekcje dzieł sztuki, będące pierwszymi instytucjami protomuzealnymi. Miejsce dla nich przeznaczone, wybrane przez właściciela, było uprzywilejowane. To tam oddawał się on rozkoszom intelektualnym i estetycznym, dopuszczając jedynie wybranych, najbliższych przyjaciół. Ówcześni kolekcjonerzy – władcy, papieże, arystokraci – budując i udostępniając swe zbiory, łącząc pasję gromadzenia dóbr z mecenatem wobec współczesnych artystów, zaspokajali ambicje polityczne, osobistą dumę, uczucia patriotyczne albo chęć rywalizacji. W sposób naturalny wyłoniła się nowa osobowość kolekcjonera – osobowość prawdziwego amatora, który kupował dzieła sztuki nie tylko po to, by zdobyć społeczny prestiż lub ulokować kapitał, lecz przede wszystkim dla przyjemności, a wkrótce także z powodów naukowych oraz w trosce o ich przetrwanie i ochronę.
W tym kontekście warto także wspomnieć o dużej popularności siedemnastowiecznego gatunku malarstwa, rozwiniętego zwłaszcza przez Flamandów, przedstawiającego sceny w gabinetach kolekcjonerów i galeriach obrazów – bez wątpienia potwierdzającego coraz większą rolę tego zjawiska w cywilizacji europejskiej. Jak pisze Andrzej Pieńkos:
[…] mania owa ulega nasileniu w wieku Oświecenia, kiedy to otrzymuje wsparcie w postaci rozmaitych nowoczesnych instytucji społecznych, takich jak muzeum, wystawiennictwo sztuki współczesnej, rynek starożytności i aukcje malarstwa oraz rysunków. Do obsługi rosnącej liczby maniaków pojawia się zawód znawcy (connaisseur), eksperta w tej kategorii przedmiotów, który będzie też tworzył pierwsze katalogi aukcji i kolekcji. Zaczyna się też wtedy kolekcjonowanie oddzielać od funkcji podtrzymywania prestiżu społecznego, która dominowała wśród motywacji zbieraczy od starożytności. Może stać się w pełni bezinteresowne, podobnie jak wynalezione właśnie w ludzkiej umysłowości przeżycie estetyczne, które tworzy fundament muzeów i kolekcji sztuki. Wielki przyrost od wieku XVIII liczby opisów i przedstawień kolekcji dowodzi wzrostu znaczenia społecznego tego fenomenu na progu epoki nowoczesnej. Coraz liczniej pojawiają się portrety (także grupowe) zbieraczy, sceny dyskusji w kolekcjach i muzeach (nawet z wizytami ważnych gości), karykatury kolekcjonerów albo tylko »patrzących«. Dowodzi to, że zbieracz i »oglądacz« stali się postaciami społecznie znaczącymi, których cechy można było nawet już ośmieszać, bo są one dalece ukształtowane i powszechnie znane w społeczeństwie (A. Pieńkos, Kolekcja, po co?, www.signum.art.pl [dostęp 26.07.2010]).
W XIX stuleciu kolekcjonerstwo zyskało różnorodne, wyspecjalizowane oblicza, stało się zjawiskiem powszechnym. Nastąpił proces stopniowego przekształcania prywatnych kolekcji artystycznych, będących własnością dworów panujących, w zbiory publiczne w nowo tworzonych instytucjach muzealnych. Mecenat królewski i arystokratyczny ustępował miejsca mecenatowi klas średnich. Pasji zbieractwa – podpatrzonej w statecznych rodzinach arystokratycznych – stopniowo ulegali także przedstawiciele nowo powstającej burżuazji, przemysłowcy czy finansiści. Z pokolenia na pokolenie nie tylko powiększali swoje majątki, lecz także, wraz z odbywanymi podróżami i pogłębianym wykształceniem, zyskiwali świadomość i dojrzałość kolekcjonerską. Tak więc dzieła zyskiwały szlachetną patynę, a ich właściciele godność rodowej przeszłości i współczesny prestiż otoczenia.
***
Muzeum Narodowe w Szczecinie, będące największą instytucją kultury na Pomorzu Zachodnim, jako instytucja zaufania publicznego jest depozytariuszem pamięci o przeszłości, ale również żywym centrum wymiany myśli w różnych dyscyplinach wiedzy, aktywnie uczestniczy w procesie kształtowania świadomości historycznej i postaw społecznych. Wyrastając z późnośredniowiecznej i przede wszystkim nowożytnej tradycji zbierackiej książąt Pomorza z dynastii Gryfitów, a także z inicjatywy i pasji kolekcjonerskiej dziewiętnastowiecznego bogatego mieszczaństwa – jest dzisiaj klasycznym wielodziałowym muzeum, sprawującym opiekę nad blisko stu pięćdziesięcioma tysiącami muzealiów. Wśród nich znajdują się dzieła sztuki dawnej, prace klasyków nowoczesności i współczesnych twórców, zabytki archeologiczne, nautologiczne, etnograficzne, w tym największy w Polsce zespół świadectw kultury materialnej krajów pozaeuropejskich. Dzisiejsze oblicze muzeum jest wynikiem burzliwej dwudziestowiecznej historii Szczecina oraz skomplikowanych okoliczności politycznych i społecznych, w jakich działali jego niemieccy twórcy, a po 1945 roku ich polscy następcy. O kształcie przedwojennej placówki zdecydował przede wszystkim doktor Walter Riezler, dyrektor prowadzący zwróconą ku współczesności politykę nabywania. Pomogli mu w tej misji wybitni przedstawiciele bogatego mieszczaństwa – Stolting, Dohrnowie, Scheeferowie, Keddigowie, Tielebeinowie, Döringowie, Töpferowie i inni – ofiarowujący swe zbiory miastu.
W każdym z nas drzemie odrobina kolekcjonerskiej pasji, podobnej do tej, którą nosił w sobie osiemnastowieczny angielski kolekcjoner, bohater powieści Susan Sontag Miłośnik wulkanów, gromadzący nie tylko przedmioty, ale także własne myśli i doświadczenia estetyczne. O kształcie współczesnego Muzeum Narodowego w Szczecinie mamy szansę decydować wszyscy, wspierając jego pracowników naukowych w gromadzeniu dzieł, będących źródłem niepowtarzalnych wzruszeń. W jaki sposób winniśmy postrzegać to działanie, podpowiada Umberto Eco w Szaleństwie katalogowania:
[…] zbiór taki jest zawsze otwarty i może być wciąż wzbogacany o jakiś nowy element. Jest tak, zwłaszcza gdy u podstaw kolekcji leży smak gromadzenia i komasowania ad infinitum, jak to bywało u rzymskich patrycjuszy i średniowiecznych władców czy bywa we współczesnych galeriach i muzeach (U. Eco, Szaleństwo katalogowania, tłum. T. Kwiecień, Poznań 2009, s. 165).
Muzeum ma w sobie niezmienną zachłanność wobec pozyskiwanych dzieł, „z definicji jest żarłoczne” – mówi sugestywnie Eco, łącząc zalety wybitnego naukowca z umiejętnościami popularnego opowiadacza. Zarówno dla muzealnika, jak i każdego mecenasa sztuki jest to kombinacja idealna. Staramy się ją wcielać w życie.
autor:
dr Dariusz Kacprzak
wicedyrektor ds. naukowych
Muzeum Narodowego w Szczecinie